poniedziałek, 2 marca 2015

Prolog

Krzyki robiły się strasznie nieznośne, ale musiałam siedzieć tu bezczynnie. Inaczej mogłabym narazić Davida na straszne niebezpieczeństwo.
Wstałam i zaczęłam przeglądać szafki w celu znalezienia potrzebnych mi narzędzi. Śrubokrętów, nożyczek, młotków, noży - wszystkiego co ostre. W jednej z szuflad znalazłam dwa długopisy oraz pistolet. Zapewne jeden z urzędników martwił się o swoje życie. Rozejrzałam się ponownie, by znaleźć cokolwiek innego, by David mógł się ochronić przed Zdechlakami.
Jedyne co rzuciło mi się w oczy to mała kuchnia, więc szybko do niej pobiegłam. Otwarłam szafeczkę, w której, dzięki Bogu, były dwa noże. Odetchnęłam z ulgą i pochwyciłam zdobycz. Podeszłam do braciszka, który siedział skulony w kącie niedaleko wyjścia.
- Mama... -wyszeptał, a z jego oczu wylały się łzy.
Zrozumiałam go. Ciągle miałam przed oczami obraz jej czarnych włosów sklejonych jej własną krwią, a z jej oczu wyczytać można było strach, ale i wściekłość. Jej ostatnimi słowami był krzyk, który kazał nam uciekać. Dzięki niej mogliśmy przeżyć.
Przejechałam dłonią po brązowych włosach ośmiolatka, po czym przytuliłam go mocno.
- Posłuchaj. -powiedziałam i ukucnęłam przy nim wyciągając jeden z noży. -Wiem, że nigdy nikogo nie krzywdziliśmy, ale teraz nie mamy wyjścia.
Chłopiec spojrzał na mnie pociągając nosem. Wyciągnął drobną dłoń i pochwycił broń.
- Co mam robić? -zapytał załamanym głosem.
- Najważniejsze jest byś celował w głowę, inaczej ich nie zabijesz... rozumiesz?
David kiwnął głową, jednak dobrze wiedziałam, że sprawa go przerastała.
- Nie możesz myśleć o tym, kim kiedyś byli. Nie ważne, czy pracowali w warzywniaku, w którym kupowaliśmy, czy pracowali w szkole, do której chodziliśmy, czy nawet nie byli naszymi bliskimi. Teraz ktoś inny zajął ich ciała. Wyglądają tak samo, jednak zamienili się duszami z kimś innym. Kimś o wiele bardziej... złym. -ciągnęłam.
Niebieskooki wstał powoli, a ja razem z nim. Sprawdziłam ile pistolet ma naboi, po czym włożyłam go za pasek.
- Mamy tylko pięć naboi, które musimy oszczędzać. -oznajmiłam. -Postaram się zając wszystkimi trupami, a ty udzielaj się, kiedy będzie taka potrzeba, zrozumiano?
Chłopiec kiwnął głową, a następnie przytulił się do mnie mocno.
- Kocham cię, Mia.
- Ja ciebie też, Smrodku. -Uśmiechnęłam się do chłopca. -Do naszego domu jest już niedaleko. Gdy się tam znajdziemy zabierzemy potrzebne nam rzeczy, prowiant i wszelaką broń. Pamiętasz jeszcze gdzie tata trzymał pistolety?
- Jasne.
- Gotowy jesteś? -zapytałam, a chłopiec kiwnął główką.
Podeszłam drzwi i przyłożyłam ucho do drewna. Stałam tam przez dłuższą chwilę nasłuchując, jednak nie usłyszałam żadnych jęków, ani krzyków.
- Droga wolna. Trzymaj się blisko mnie, David.
Uchyliłam drzwi, po czym spojrzałam przez szparkę. Tak jak wspomniałam - ani jednego Zdechlaka. Otworzyłam je szerzej, a następnie wyszłam z pokoju wraz z Davidem.
Do wyjścia dzieliło nas niewiele, gdy z jednego pokoju wyszła jęcząca postać, którą tak dobrze znałam. Jednak jego oczy nie były brązowe, a szare, jakby spowite mgłą. Garnitur był podarty, a na szyi widniała krwawa rana.
- Tato! -krzyknął David, jednak powstrzymałam go przed rzuceniem się w mordercze objęcia.
- Odsuń się, David! To nie jest tata!
Chłopiec posłuchał oraz stanął przy ścianie, ale jego twarz szalała z rozpaczy, jak i przerażenia.
Tata, a właściwie Zdechlak w ciele mojego taty, zbliżał się do mnie, a ja czekałam na odpowiedni moment, by wbić nóż w jego skroń. Widok przysłoniły mi łzy, a w głowie wciąż słyszałam jego głos, śmiech. Przypomniałam też sobie nasze wspólne obiady, przy których opowiadał beznadziejne żarty.
Teraz stał przede mną chcąc zjeść mnie, a następnie Davida. O nie. Na to mu nie pozwolę. Mimo wielkiej rozpaczy machnęłam dłonią idealnie trafiając w środek głowy. Gdy ciało Zdechlaka osunęło się na ziemię, upadłam na kolana i zaczęłam głośno łkać. Zamknęłam oczy ojcu, po czym położyłam się na jego torsie mocząc koszulę.
- Kocham cię, tatusiu. Przepraszam... -szeptałam.
Poczułam dłoń Davida na moim ramieniu, a później jego ciche łkanie.
- Mio, Mio... Dlaczego? Dlaczego musieliśmy stracić tatę i mamę jednego dnia? -zapytał.
Odwróciłam się i spojrzałam w jego niebieskie oczy. Zrozumiałam jak bardzo zależy mi, żeby przetrwał jak najdłużej.
-Chodź już, lepiej żebyśmy już poszli. -wychrypiałam.
Przeszukałam jeszcze kieszenie garnituru oraz spodni ojca, gdzie znalazłam dwie złożone kartki. Na obydwu widniał napis "PRZECZYTAJ". Schowałam je do kurtki, żeby przeczytać w bezpiecznym miejscu. 
Chwyciłam drobną dłoń brata, po czym ruszyliśmy do wyjścia. Gdy znaleźliśmy się na zewnątrz ujrzałam to, czego nigdy nie chciałam widzieć. Martwi ludzie, którzy leżeli na asfalcie, byli jedzeni przez Zdechlaki. Przy jednej osobie siedziało pięć kreatur. 
- Zasłoń oczy. -szepnęłam do Davida, a ten posłuchał. 
Nasz dom znajdował się ulicę dalej. Przyjrzałam się obecnej sytuacji, kucając przy barierkach. 
Zdechlaki były zbyt zajęte pożeraniem, że spokojnie moglibyśmy przejść niezauważeni. Pociągnęłam Davida, po czym ruszyliśmy powoli chodnikiem. 
- Udawaj, że jesteś jednym z nich. Idź powoli, utykaj. -szepnęłam do brata. 
Chłopiec kiwnął głową, a następnie wykonał moje polecenie. Żaden Zdechlak nie zwrócił na nas uwagi.
Kiedy byliśmy już na skrzyżowaniu, a od naszego domu dzieliło nas kilka kroków, wyciągnęłam klucze z kieszeni. Towarzyszył temu charakterystyczny dźwięk metalu uderzającego o metal. Zaklęłam cicho pod nosem, gdy jeden umarlak podniósł na nas wzrok i jęknął.
- David, idź powoli w stronę domu. Otwórz drzwi i wejdź do środka. Gdy się tam znajdziesz - zamknij drzwi. NA KLUCZ! -powiedziałam bratu oraz wręczyłam mu pęk kluczy.
- Mio. A co z tobą? Nie zostawię cię! -szepnął przerażony.
- Otwórz okno. To, które jest najbliżej drogi, rozumiesz? 
Chłopiec kiwnął głową. Po chwili szedł, udając Zdechlaka, w stronę drzwi wejściowych.
Umarlak, który wcześniej na nas spojrzał, podniósł się powoli idąc w moją stronę. Kilka razy potknął się oraz stracił równowagę, dzięki czemu zyskałam czas, aby wyciągnąć nóż, na którym wciąż była krew ojca. 
Z nożem w ręku zaczęłam zbliżać się w stronę okna naszego domu. Zdechlak był coraz bliżej mnie, więc odwróciłam się twarzą do niego. Wtedy moje serce zamarło. Rude włosy opadały jej na ramiona, a kolorowa bluzka była nasiąknięta krwią. Spódnica do kolan była zupełnie podarta oraz ubłocona. Jęczała i warczała na mnie, a jej piękne zielone oczy zostały spowite mgłą. 
- Katie... Och, Katie! -szepnęłam.
Moja przyjaciółka miała krwawą ranę na lewej nodze oraz szyi. 
Uderzyłam plecami w ścianę domu. Tak bardzo nie chciałam zabijać kolejnej, bardzo bliskiej mi osoby. 
Wyciągnęłam rękę, w której nie trzymałam noża, żeby złapać czaszkę Zdechlaka. Wyciągała w moją stronę ręce, próbując mnie złapać, jednak szybko wbiłam ostrze w czaszkę Katie. Ciało upadło na ziemię. 
Usłyszałam szept brata, więc szybko złapałam się parapetu oraz podciągnęłam. Gdy moja głowa wystawała przez okno chłopiec chwycił moje ramiona, a następnie wciągnął do pokoju, gdzie upadałam na poduszki. David zasunął cicho okno, a ja wydałam z siebie cichy jęk, po czym z moich oczu wylały się łzy.
- Mio, Mio! Nie płacz! -wyszeptał niebieskooki. -Udało się nam. Jesteśmy bezpieczni.
Spojrzałam na chłopca, który był szczęśliwy. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu.
- Wiem, wiem, maluchu. Ale... Ten Zdechlak, z którym się rozprawiłam... To była Katie. -wydyszałam. 
Uśmiech zniknął z twarzy dziecka. 
- Ten świat jest do dupy. -jęknął.
- Hej! A ty skąd takie słowa wytrzasnąłeś? -zapytałam oburzona. -Chodź, Smrodasie. Idziemy się przebrać, a później coś zjemy, co ty na to?
Chłopiec uśmiechnął się na znak zgody. 
Zanim wstałam spojrzałam na jadalnie, w której się znajdowaliśmy. Wyobraziłam sobie zapach pieczonej kaczki wychodzący z kuchni oraz mamę, która krzątała się tam. Davida, który krzyczał, jak i śmiał się próbując zrzucić tatę z jego ulubionego miejsca. Uśmiechnęłam się, ale zaraz powróciła szara rzeczywistość. Rodzice nie żyją, a ja muszę zrobić wszystko, by David żył chociażby przez kilka dni. 
- Też wyobraziłaś sobie nasz piątkowy obiad? -usłyszałam głoś ośmiolatka.
- Tak... Tak bardzo mi tego brakuje... Mimo, że minęły dopiero dwa dni, to ten świat to jedna wielka pomyłka. -szepnęłam.
Wstałam, chwyciłam chłopca za rękę, po czym ruszyliśmy po schodach do swoich pokoi. Tam zdjęłam swoją dżinsową kurtkę, a wtedy z kieszeni wyleciały dwie karteczki, które znalazłam w garniturze ojca. Chwyciłam jedną z nich, by rozłożyć ją oraz przeczytać.

"Mio. Mam nadzieję, że właśnie ty to czytasz. Widziałem Waszą matkę... całkowicie pożartą. Nawet nie wiesz jak się załamałem. Gdy tak łkałem przed jej ciałem jakiś Zdechlak podszedł mnie od tyłu i... dziabnął w szyję... Udało się mi go jakoś zabić, a zaraz po tym uciekłem do miejsca, w którym prawdopodobnie mnie znajdziecie. Mam nadzieję, że nie zrobiłem krzywdy żadnemu z Was. 
Piszę ten liścik, żeby Wam coś przekazać. Pamiętasz jeszcze wujka Jacka, mojego starszego brata? Mam nadzieję, że tak. Musisz go odnaleźć. Jestem przekonany, że w jego towarzystwie będziecie bezpieczni. Powinien być w Mariettcie, gdzie ma bezpieczny dom otoczony murami. Udajcie się tam, jeżeli życie Wam miłe. Postarajcie się też zebrać grupę, z którą tam podążcie. We dwójkę nie dacie sobie rady.
Kocham Was. 
Pozdrów Davida.
Trzymajcie się,
tata. "

Łza skapnęła na słowo "tata", przez co lekko rozmazało się. Odłożyłam kartkę na bok, po czym rozłożyłam drugą.

"Zostałem ugryziony. Chciałem napisać co czuję, co dzieje się z moim ciałem, byście wiedzieli co Was czeka.
1. Dostałem ogromnej gorączki. Prawdopodobnie powyżej trzydziestu dziewięciu stopni.
2. Boli mnie głowa, wciąż widzę inne Zdechlaki.
3. Rana nie chce przestać krwawić, wręcz wylewa się z niej jeszcze więcej krwi. 
4. Rozmawiam z Sarą. Przyszła mi potowarzyszyć. Opowiada mi dużo o Was, Mio i Davidzie... Mam zwidy. 
5. Powoli tracę przytomność. 
Chciałbym coś jeszcze napisać, jednak jestem strasznie zmęcz "

W tym miejscu urwał, a długopis zostawił długą kreskę. Zapewne ostatkiem sił schował kartki do garnituru. 
Z moich oczu ponownie wylewają się łzy. Tata próbował nam pomóc. Chciał oswoić nas z tym światem, chciał pokazać nam dlaczego warto walczyć. 
Odkładam karteczki na stolik nocny, po czym zaczynam się przebierać. Wybrałam biały t-shirt, dżinsowe rurki i świeżą bieliznę. Po przebraniu się, poszłam pod drzwi pokoju brata oraz zapukałam w nie.
- Hej, David. Wszystko okej? -zapytałam.
- Tak, jasne. Wchodź. -mruknął chłopiec.
Otworzyłam niepewnie drzwi, a moim oczom ukazał się wspaniały widok. David siedział na swoim łóżku trzymając w dłoni swoją ulubioną zabawkę - czerwony samochodzik, który dostał na siódme urodziny od taty. Niby nic wielkiego, a teraz tyle znaczy.
- Wiesz co? -zapytał nagle.
Oparłam się o framugę drzwi. Kiwnęłam pytająco do bruneta.
- Zastanawiałem się - dlaczego właśnie czerwony. -wydukał.
Zmarszczyłam brwi oraz skrzyżowałam ręce na piersi. 
- Dlaczego cię to interesuje? 
- Teraz wszystko ułożyło się... Tak jakby to wszystko było puzllami, czaisz?
Chciałam odpowiedzieć, jednak skrzyp desek z dołu przeszkodził mi w tym. Wybałuszyłam oczy, po czym powoli podeszłam do przerażonego braciszka.
- Zdechlak? -szepnął. -To jest niemożliwe.
Wsłuchałam się dokładnie w kroki. Od razu wywnioskowałam, iż były tam dwie osoby... żywe osoby. Poruszały się zbyt naturalnie, nie szurały. Wyciągnęłam pistolet, który miałam za paskiem.
- Nie ruszaj się stąd, choćby nie wiem co. -szepnęłam do Davida.
Niebieskooki kiwnął głową, a ja ruszyłam powoli do schodów. Tam usłyszałam głosy.
- Myślisz, że się nada? -Głos chłopaka był miły i spokojny.
- Na kilka dni, nie więcej. -odparł inny, znacznie poważniejszym głosem.
Znalazłam się już na dole, a od "włamywaczy" dzieliła mnie gruba ściana. Przeładowałam pistolet, po czym wyjrzałam lekko chcąc zobaczyć ich twarze. Ujrzałam wysokiego Azjatę o czarnych włosach, trzymającego w dłoni wielki nóż, a obok niego stał chłopak o lekko zadartym nosie, brązowych oczach i ciemnych włosach. Trzymał maczetę w gotowości. Wypadłam przed nich z wystawioną bronią. 
- Nie ruszać się. -powiedziałam, a mężczyźni od razu stanęli jak wryci.
Wyglądali, jakbym uderzyła ich w twarz. 
- Odłóżcie wszelką broń jaką macie. Później przesuńcie je w moim kierunku. Jeden szybki ruch, a rozwalę wasze czaszki, zrozumiano? -dodałam.
Obaj kiwnęli głowami, po czym powoli zbliżyli się do podłogi odkładając narzędzia. Po chwili wstali oraz przysunęli je w moją stronę. Pochwyciłam je, by móc odłożyć na stolik obok. 
- Do ściany. -warknęłam.
Wykonali moje polecenie, a ja dokładnie ich przeszukałam. 
"Lekcje z samoobrony u taty się przydały" - powiedziałam w myślach.
- Dobra. -mruknęłam. -Gadać kim...
- Mio?! Wszystko w porządku?! -usłyszałam krzyk Davida z góry.
Zaklęłam po nosem.
- Prosiłam cię o coś! 
Usłyszałam tupot nóżek chłopca na schodach, po czym ujrzałam jego twarz wychylającą się zza rogu.
- Czy to są... -zaczął, a jego oczy otworzyły się szeroko. -Mio, Mio! To są ludzie! 
Azjata wykonał krok w moją stronę, a ja szybko przykryłam ciałem swojego brata.
- Hej, spokojnie. -powiedział. -Nie mamy zamiaru zrobić mu, ani tobie krzywdy. 
- Co tu robicie? -zadałam pytanie. 
- Chcemy odpocząć, tak jak każdy. -dodał drugi. -Znaleźliśmy ten dom, uznaliśmy, że jest bezpieczny. Chcieliśmy otworzyć drzwi, gdy okazały się zamknięte. Nie mieliśmy bladego pojęcia, że ktoś inny tu jest. 
- Mio? -usłyszałam szept Davida zza pleców. -Czy mogą z nami zostać? Tak dawno nie widziałem żadnej żywej osoby.
- Davidzie... Ech... To nie jest takie proste. 
- Zrobimy wszystko. -przerwał mi Azjata. -Możemy wychodzić na wypady...
- To będzie zbędne. Lodówka aktualnie jest pełna. -burknęłam. -Siadajcie, rozgość się razem z tym twoim przydupasem.
- Hej! -burknął drugi. -Nie pozwalaj se! 
- Dziękujemy... Jestem Dave Milthon. -Ukłonił się Azjata. -To jest Chad. Jak dobrze usłyszałem, Mia? 
- Mia Chase, a to mój brat - David Chase. Miło was poznać. -mruknęłam.